Głośny krzyk niemych filmów

Obrazek

 

„Filmy mówione? Możecie napisać, że ich nie cierpię. One zniweczą najstarszą sztukę świata, sztukę pantomimy. One unicestwią wielkie piękno milczenia.”- deklarował w jednym z wywiadów Charlie Chaplin. Premiera pierwszego filmu dźwiękowego, czyli „Muzyka z Jazzbandu” w 1927r. wywołała ogromną sensację. Publika zachwycona tym, że może w końcu coś usłyszeć domagała się jak najwięcej dialogów, hałasów czy krzyków. Budziło to taką samą fascynację jak pędzący parowóz na pokazie braci Lumiere.  Początkowo ta rewolucja diametralnie obniżyła poziom sztuki filmowej.  Prof. Andrzej Werner, krytyk filmowy i literacki, wykładowca warszawskiej Akademii Teatralnej tak mówi o tym wielkim przełomie w kinematografii: „W momencie przejścia z bardzo rozwiniętego języka artystycznego kina niemego do kina dźwiękowego wielu twórców miało kłopoty i niechęć do robienia filmu dźwiękowego, bo on się wydawał o wiele mniej ciekawy obrazowo. W kinie dźwiękowym obraz był właściwie jedynym nośnikiem treści, emocji, tego wszystkiego co ważne w odbiorze. Natomiast później, kino dźwiękowe nie uwodziło tylko dźwiękiem, ale nauczyło się, żeby bardzo bogaty obraz wchodził w harmonię z dźwiękiem, żeby wszystko razem współgrało. A miał do tego jeszcze ten jeden, dodatkowy element.”.

Jak na kino „niemówione” zapatrują się współcześni widzowie? Z przeprowadzonej przeze mnie ankiety, w której udział brały osoby do 30. roku życia wynika, że aż 82% z nich widziało kiedyś film niemy. Najczęściej był on ściągnięty z sieci, bądź obejrzany w TV. Największą popularnością cieszą się dzieła z pod ręki Charliego Chaplina, „Podróż na księżyc” George’a Melies’a, „Nosferatu” Friedricha Wilhelma Murnau i „Pies Andaluzyjski” duetu Bunuel& Dali. W rankingu popularności reżyserów na szczycie bryluje Chaplin, za nim bracia Lumiere. Pozostałe pozycje przypadły m. in Louisowi Bunuel’owi, Sergiejowi Eisensteinowi czy Fritzowi Langowi. Ponad połowa badanych stwierdziła, że filmy nieme mogą być interesujące dla dzisiejszych odbiorców. Takie samo zdanie ma również Natalia Chojna, koordynatorka Akademii Filmu Polskiego w Warszawie: „Doświadczenie z Akademii Filmu Polskiego (organizowanej przez PISF) pokazuje, że zajęcia najwcześniejsze na których pokazywaliśmy „Pruską kulturę”, „Mogiłę Nieznanego Żołnierza” i „Mocnego Człowieka” cieszyły się dużą popularnością. Oczywiście, te filmy ogląda się inaczej niż te współczesne, trzeba zastosować „filtr odbiorczy”, przyzwyczaić się do tej konwencji. Natomiast jeśli człowiek ją zaakceptuje, to wtedy ogląda się to tak jak normalny film. No, chociażby „Mocny Człowiek” z muzyką Macieja Maleńczuka, to się widzom bardzo podobało.”

Kino nieme powoli wraca do łask. Dla nas, częstych gości multipleksów grających bardzo słabe ekranizacje z „Walką” lub „Bitwą” w nazwie (do tego w 3D…), filmy z początku XX. wieku są pewnego rodzaju rarytasem, czymś czego na co dzień nie możemy zobaczyć. Może stąd tak wielka popularność „Artysty”, triumfatora Oscarów 2012, który w niezwykle błyskotliwy sposób pokazuje nam nie tylko historię prawdziwej miłości, ale także przedstawia cudowne czasy Hollywood lat 20. A to wszystko bez użycia ani jednego słowa. I na tym właśnie polega magia kina niemego- przesłanie i emocje zostają „zamknięte” w ujęciach, świetle, mimice i gestach. Chyba trochę zatęskniliśmy do tamtych czasów, czyż nie?

Najgorętsze filmowe premiery lata- co warto zobaczyć?

Podobno miłość Woody’ego Allena do filmu zrodziła się w jeszcze dzieciństwie, kiedy jako mały chłopiec uciekał przed letnimi, nowojorskimi upałami do klimatyzowanych sal kinowych. Jest to oczywiście jakiś sposób na przetrwanie tych najgorętszych miesięcy w roku. Szczególnie, że zarówno kina studyjne, jak i multipleksy na okres wakacyjny szykują dla nas wiele filmowych niespodzianek.

Fani komedii na pewno znajdą coś dla siebie. Już w czerwcu na ekrany kin wejdzie „22 Jump Street”, czyli kontynuacja przygód o dwóch nietuzinkowych policjantach. Niezawodny duet Tatum i Hill znów będzie ścigać dealerów narkotyków, tym razem nie w liceum, a w college’u. Miłośnikom komedii romantycznych polecamy „Rewolucje rodzinne”. Drew Barrymore i Adam Sandler, który spotkali się już wcześniej na planie filmu „50 First Dates”, po nieudanej randce w ciemno postanawiają więcej się już nie spotykać. Niestety (albo i nie), los chce inaczej i przez przypadek wykupują tę samą wycieczkę do jednego z afrykańskich kurortów. Inna gwiazda amerykańskich produkcji, Cameron Diaz, również nie da o sobie zapomnieć. Teraz możemy ją zobaczyć w „Innej kobiecie”, natomiast w wakacje premierę będzie mieć „Sekstaśma”, czyli historia małżeństwa, które pechowo zgubiło swoje sex video.

Wszystkie dzieciaki, które spędzają tzw. „lato w mieście”, zapraszamy do kin, bo tam czekają na nie świetne filmy familijne. Już w lipcu będziemy mieli okazję zobaczyć „Samoloty”, czyli kolejną z animacji wytwórni Pixar. Jest to opowieść o małym samolocie, który pragnie wziąć udział w wyścigu lotniczym dookoła świata. Niestety, jak na ironię cierpi na lęk wysokości. Czy uda mu się pokonać strach i walczyć o swoje marzenia? Odpowiedź na to pytanie już w 15 sierpnia. Zarówno dla najmłodszych widzów, jak i tych, którzy swoje dzieciństwo mają już dawno za sobą polecamy „Wojownicze Żółwie Ninja”. Kultowa czwórka super bohaterów, czyli Raphael, Donatello, Leonardo i Michaelangelo, staje w obronie naszej planety przed złymi kosmitami. W sierpniu spotkamy się też z jedną z najbardziej lubianych postaci francuskiej literatury w kolejnej odsłonie jej przygód, czyli w filmie „Wakacje Mikołajka”. Z całą pewnością ta propozycja przypadnie do gustu nie tylko dzieciom, ale też ich rodzicom.

Lato będzie urodzajne w produkcje znanych i cenionych reżyserów. Pod koniec wakacji na ekrany kin wejdzie „Lucy” Luca Bessona. Historia o tym, jak podczas przemytu narkotyków główna bohaterka (w tej roli Scarlett Johansson) postanawia przyjąć połowę nielegalnych substancji, aby uniknąć aresztowania. Okazuje się, że dzięki temu zyskuje nadprzyrodzone moce. Wspomniany już we wstępie Woody Allen również nie zwalnia tempa. Akcja jego najnowszego filmu „Magic in the Moonlight” ma miejsce we Francji lat 20., a w rolach głównych będziemy mogli zobaczyć Emme Stone i Colina Firtha’a. Zapowiada się całkiem nieźle! Chyba najbardziej wyczekiwaną premierą lipca będzie „Jupiter: Intronizacja” w reżyserii rodzeństwa Wachowskich. Mila Kunis wystąpi jako niepozorna dziewczyna, posiadająca jednak ponadprzeciętne umiejętności, które pozwolą jej na niewyobrażalne zmiany w losach Wszechświata.

Wszystkim tym, którzy oczekują filmów skłaniających do refleksji polecamy „Zacznijmy od nowa” z Keirą Knightley w roli utalentowanej piosenkarki, która rozpoczyna pracę z producentem będący właśnie na „życiowym zakręcie”. Historię o muzykach opowiada również komediodramat „Frank”. Młody artysta (Domhnall Gleeson) dołącza do nieco dziwnej grupy popowej. Jej liderem jest Frank (Michael Fassbender), który sprawia wrażenie człowieka, którego w żaden sposób nie da się rozszyfrować. Na pewno warto też zwrócić uwagę na jeden z estońskich melodramatów: „Kertu- miłość jest ślepa”. Czy miłość delikatnej i bezbronnej kobiety do miejscowego „łamacza serc” jest w ogóle możliwa? Jeśli jesteście tego ciekawi to zapraszamy kin już w lipcu.

 

 

źródło: www.hollywoodreporter.com

Szybka trójka, czyli animacje, które na pewno poprawią Ci humor

Weekend majowy już dawno za nami. Jeśli jednak myślami ciągle jesteście na urlopie to polecam Wam obejrzenie krótkich, animowanych filmów, które brały udział w poprzednich edycjach Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Będzie to miła odskocznia od szarej rzeczywistości. Zapraszam!

 

1) Mr. Hublot

http://m.youtube.com/watch?v=doA661MoGy0

Dzień mieszkającego samotnie Pana Hublota zawsze wygląda tak samo. Nie ma w zwyczaju wychodzić ze swoich ciasnych „4 ścian”, wszystkie obowiązki domowe rozpoczyna o konkretnej godzinie. Tę rutynę przerywa pojawienie się małego pieska, którego bohater znajduje na ulicy.

 

2) Slug Invasion

http://m.youtube.com/watch?v=EFP72LC3bN0

Robaki walczą o przetrwanie. Ich spokojną egzystencję przerywa pielenie grządek pewnej starszej pani. Dla nich oznacza to wojnę.

 

3) The making of longbird

http://m.youtube.com/watch?v=5GhX2FIB64w

Młody reżyser pragnie wskrzesić klasycznego bohatera animacji. Nie wie jednak, że praca ta będzie żmudna ze względu na humory i ciągłe pretensje rysunkowej postaci.

Druga szansa- czy jest możliwa? Analiza filmu „Boy A” (2007)

Według Arystotelesa każdy człowiek rodzi się jako tabula rasa, czyli czysta karta, która zostaje zapisywana w momencie zdobywania różnych doświadczeń. Ale czy można ją (tę kartę) zniszczyć, wyrzucić do kosza i wziąć nową, jeszcze niezapisaną? Czy możliwe jest zerwanie z dotychczasowym życiem i rozpoczęcie nowego- lepszego? Takie pytania zadane zostają w filmie „Boy A”, który uwodzi nie tylko bardzo ciekawą formą niechronologicznego przedstawienia zdarzeń z życia głównego bohatera , ale też świetnymi zdjęciami oraz grą aktorską (kapitalny Andrew Garfield!).

Warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki została złożona cała opowieść. Pełen obraz sytuacji w jakiej znajduje się Jack Burridge, czyli główny bohater, możemy dostrzec dopiero pod koniec filmu. Dzięki temu widz próbujący odkryć tajemnicę postaci Jack’ a (wcześniej- Erica) bardziej zagłębia się w fabułę i problematykę możliwości stworzenia nowej tożsamości oraz jak bardzo wydarzenia z przeszłości determinują nasze przyszłe działania. Z każdą minutą dowiadujemy się więcej, aż nagle przed nami ukazuje się sylwetka człowieka, który nie może poradzić sobie w dorosłym życiu przez traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. Brak miłości rodzicielskiej oraz akceptacji ze strony rówieśników wytworzyło w zagubionym chłopcu poczucie osamotnienia. Lekarstwem na smutki miała być przyjaźń z 10- letnim Philip’ em, która w efekcie stała się nie tylko końcem beztroski, ale też początkiem problemów, z którymi Eric miał się zmagać do końca życia. Nawet po latach, kiedy dostaje szansę zmiany swojej tożsamości, już jako Jack nie potrafi odciąć się od wydarzeń z dawnych czasów, które odebrały mu możliwość przeżycia okresu w którym człowiek uczy się funkcjonowania w społeczeństwie. Widać to wyraźnie choćby w jego nieudolności w kontaktach z kobietami czy trudnościami w nawiązaniu nowych znajomości.

Prócz świetnie skonstruowanej historii w filmie znajdziemy także świetne zastosowanie kolorów. Przykładem może być użycie czerwonego światła (symbolizującego erotyzm, namiętność) w scenie w klubie, w momencie wyznania miłości bohatera do dziewczyny, w której jest zakochany. Sam ubiór Jack’a może wiele powiedzieć o nim samym- jego szara bluza z kapturem może wyrażać chęć bycia takim samym, niewyróżniającym się chłopakiem jak inni. Muzyka występuje w bardzo oszczędnej formie, podkreślając surowy charakter obrazu.

Jeśli można krótko podsumować film John’ a Crowle’ a to powiedziałabym, że jest to bardzo przejmująca opowieść o tym, jak łatwo i często bezpodstawnie można zamknąć furtkę do normalnego życia drugiemu człowiekowi. I jak ważne dla naszego ogólnego rozwoju są lata dziecięce oraz rola jaką odgrywają w nich rodzice, pedagodzy, nauczyciele czy nawet rówieśnicy. Wszystko to kształtuje nas jako ludzi, przygotowuje nas do funkcjonowania w społeczeństwie i wejścia w dorosłość.   

„Komedia” grozy, czyli o co tak naprawdę chodzi w „Kac Wawie”?

Jeden z najgłośniejszych filmów końca roku 2011, rozdmuchany w mediach nie tylko za sprawą ostrej krytyki wielu recenzentów, a przede wszystkim telewizyjną debatą producenta produkcji i Tomasza Raczka. Widzowie którzy zdecydowali się na seans „Kac Wawy” w kinie domagali się zwrotu pieniędzy za bilety. Publicyści i dziennikarze po premierze ogłosili upadek polskiego kina (i polskiej kultury w ogóle).
Minęło już ponad 2 lata. Burza przeszła, nikt już nie pamięta (lub nie chce pamiętać) o tym fatalnym przypadku jaki wydała na świat nasza rodzima kinematografia. Ja jednak filmu nie widziałam. Pomimo ostrzeżeń ze wszelkich możliwych stron (nie spotkałam nie z żadną pozytywną recenzją „Kac Wawy”) zdecydowałam się go zobaczyć.
Do jakich wniosków doszłam po bardzo ciężkim półtoragodzinnym seansie? Na pewno to, że na filmie nie powinna widnieć etykieta „komedia”, a „horror”. Bo w „Kac Wawie” wszystko jest straszne: zaczynając od samej historii wieczoru kawalerskiego, który wymknął się organizatorom spod kontroli, a kończąc na fatalnych dialogach. Włos się jeży na głowie kiedy widzimy pijanego Borysa Szyca na tanecznym parkiecie czy równie „radosną” Sonię Bohosiewicz potykającą się o własne nogi podczas powrotu z zakrapianej imprezy. Straszą efekty specjalne, które wyglądają na robotę kiepskiego grafika, a także poczucie humoru, a raczej jego brak. Bo właściwie co zabawnego jest oddawaniu moczu przy palmie na Rondzie de Gaulla? Albo w szarpaninie dwóch bohaterek przy barze? No właśnie- nic. Niczym ze złego snu są też komiksowe wstawki, które chyba miały na celu dodanie dynamizmu w absurdalnie żenujących momentach „Kac Wawy”.
Kolejną przerażającą rzeczą jest udział w filmie Romy Gąsiorowskiej, która wcieliła się w rolę „ekskluzywnej prostytutki”. Zastanawia mnie i równocześnie smuci fakt, że aktorka o której mówi się jako o objawieniu młodego pokolenia, grająca w takich filmach jak „Wojna polsko- ruska” i „Ki” zdecydowała się na występ w „Kac Wawie”. O ile obecność Borysa Szyca czy Michała Milowicza w produkcji takiego kalibru nie dziwi, tak Gąsiorowskiej- owszem.
Widzimy zatem, że autorzy produkcji straszą nas od pierwszej do ostatniej minuty. To co z pewnością łączy ją z tymi z nurtu filmów grozy to na pewno strach przed tym co przyniesie każda kolejna scena. Z tą różnicą, że przy dobrym horrorze czekamy na nie w niepewnością i jesteśmy ciekawi co będzie dalej. Natomiast w przypadku „Kac Wawy” spotykamy się ze strachem przed utratą nerwów i w efekcie wyłączamy odbiornik. I dzięki temu wychodzi to wszystkim na zdrowie.

 

szyc

Otagowane

Udawanie na ekranie, czyli filmowe zmiany ról.

 

Tożsamość. Często bywa powodem do dumy, bo nadaje nam poczucie wyjątkowości czy niepowtarzalności. Kino jednak pokazuje nam, że wielu filmowych bohaterów, jak tytułowa postać „Chłopca A” ucieka od ujawnienia światu swojego „prawdziwego ja”. Zabieg ten chyba najlepiej sprawdza się w komediach, o czym mogliśmy się przekonać nie raz.

 

Rzymskie wakacje (reż. William Wyler, 1953)

Odbywająca podróż po Europie księżniczka Anna (oscarowa Audrey Hepburn) podczas wizyty w Rzymie postanawia wymknąć się spod kontroli sztabu guwernantek i lokajów i spędzić dzień jak normalna turystka. Towarzyszy jej nowo poznany dziennikarz Joe (Gregory Peck), który jako jedyny rozpoznaje jej arystokratyczne korzenie i pragnie wykorzystać tę znajomość do napisania artykułu.

 

Pół żartem, pół serio (reż. Billy Wilder, 1959)

Kolejny klasyk z iście gwiazdorską obsadą. Dwóch bezrobotnych muzyków, Jerry i Joe, są świadkami morderstwa przez jeden z gangów. Wiedząc, że mafia będzie ich szukać postanawiają uciec, przebrać się za kobiety i przyłączyć się do żeńskiej orkiestry jazzowej.

 

Pani Doubtfire (reż. Chris Columbus, 1993)

Robin Williams w sukience. Podczas rozwodu Daniela z Mirandą sąd decyduje, że może on widywać swoje dzieci jedynie raz w tygodniu. Jedynym sposobem zbliżenia się do nich okazuje się być praca gosposi w domu swojej byłej żony. Przy pomocy charakteryzacji, peruki i odpowiedniego stroju Daniel zmienia się w sześćdziesięcioletnią Euphegenię Doubtfire- wzorową nianię, kucharkę i panią domu.

 

Tootsie (reż. Sydney Pollack, 1982)

Kultowa już pozycja z Dustinem Hoffmanem w roli głównej. Michael, bezrobotny aktor poszukujący pracy, w akcie desperacji idzie na casting przebrany za kobietę i wygrywa go, przyjmując główną rolę żeńską w operze mydlanej. Robi oszałamiającą karierę, ale już jako Dorothy Michaels, czyli postać którą udaje.

O tym, że Mozart wielkim kompozytorem był, czyli „Amadeusz” Milosa Formana

Wielu reżyserów podejmuje próbę nakręcenia filmu, który miałby opowiadać historie życia jakiegoś sławnego artysty- pisarza, malarza czy muzyka. Jest to niezwykle trudne zadanie, dlatego że przedstawiciele szeroko pojętego świata kultury żyją równolegle w dwóch rzeczywistościach: w tej normalnej, osobistej i rodzinnej, ale także tej, która decyduje o ich niezwykłości, czyli o ich twórczości. Często te dwa światy mieszają się ze sobą, wplatając w życie artysty wiele problemów, konfliktów, które najczęściej prowadzą do fatalnego finału.

Milos Forman, autor takich klasyków jak „Miłość blondynki”, „Lot nad kukułczym gniazdem” czy „Hair”, podjął się nie lada wyzwania- nakręcenia filmu o życiu wielkiego kompozytora Wolfganga Amadeusza Mozarta. Cała opowieść zbudowana została na podstawie wspomnień śmiertelnego wroga genialnego muzyka, Antonio Salieriego, który był nadwornym kompozytorem Józefa II. Zazdrościł Amadeuszowi jednego- niespotykanego talentu, którym obdarzył go Bóg. Według Salieriego to właśnie on sam bardziej zasługiwał na ten dar- wykazywał się pracowitością, był pobożny, cnotliwy. Całe życie chciał poświęcić muzyce podczas gdy Mozart uwielbiał kosztować wszystkich uroków życia, wywyższał się, miał długi, nadużywał alkoholu.

Ludzie widzieli w Mozarcie przede wszystkim utalentowanego muzyka, który już jako mały chłopiec pisał pierwsze opery i dziwaka lubiącego dobrą zabawę (genialny kontrast infantylnego śmiechu artysty z podniosłą atmosferą dzieł przez niego skomponowanych). Tylko Salierii widzi w nim prawdziwe objawienie, człowieka który przez swoją muzykę „zbliża się do Boga”. Świetnie przedstawiają to sceny, kiedy dostaje przypadkowo nuty do nowej opery Amadeusza i podczas czytania doznaje prawdziwej ekstazy („każda nuta jest tam, gdzie być powinna”), aż w efekcie rzuca bezwładnie wszystkie kartki na ziemie, będąc całkowicie oczarowany jego geniuszem.

W całym filmie najważniejsza jest oczywiście muzyka Mozarta. To właśnie ona tworzy nastrój i idealnie koresponduje z wydarzeniami z życia artysty. Przykładem tego jest np. moment, kiedy to do Amadeusza przyjeżdża jego srogi ojciec. W tle od razu słychać przerażające, mroczne dźwięki (najprawdopodobniej z jego opery „Don Giovannii”). Widzimy jak życie codzienne daje mu inspiracje do pisania sztuk (scena z przyjaciółką żony, która zaczyna na niego krzyczeć, podczas gdy Mozart wyobraża sobie, że śpiewa arie). Muzyka jaką komponuje jest w rzeczywistości taka jak on sam- trochę szalona, niekiedy bardzo poważna i przerażająca, ale zawsze pełna pasji i niezwykłości. Towarzyszy mu ona aż do ostatnich chwil życia, kiedy nie ma siły nawet spisać nut. Opowiada Salieriemu, jak ma wyglądać jego nowa opera i karze mu ją napisać. Zaczyna ją opisywać. W tle słychać właśnie te dźwięki. Sprawia to wrażenie, jakby Mozart dosłownie władał muzyką, posiadał moc, która pozwalała mu na stworzenie dzieł ponadczasowych.

Forman nakręcił film prawdziwie niezwykły. Pokazuje on dramat wielkiego artysty, jego muzykę, ale też ciągłą walkę o sławę i pragnienie bycia nieśmiertelnym. A Mozartowi się to bezsprzecznie udało.

 

Wszystko złoto co się świeci, czyli krótka rozprawa o filmie „Wielki Liberace”

W roku 2013 mieliśmy premiery dwóch „wielkich” filmów- „Wielkiego Gatsby’ego” oraz goszczącego na ekranach polskich kin w grudniu „Wielkiego Liberce”. Oba przedstawiają świat sławy i pieniędzy, który tylko pozornie pozbawiony jest goryczy. Ukazują smutną prawdę o ludziach znajdujących się „na świeczniku”, którzy tak jak główny bohater filmu Stevena Soderbergha kryją przed innymi swoje sekrety i problemy by zaraz potem wyjść na scenę w eleganckim fraku, z doklejonym, śnieżnobiałym uśmiechem.

Świat Władzia Liberace, popularnego przez lata artysty estradowego (w tej roli genialny Michael Douglas), dla wszystkich jego fanów jest spełnieniem najskrytszych marzeń. Zdolny, niezwykle czarujący pianista ma wszystko- uwielbienie, popularność i mnóstwo pieniędzy, które chętnie wydaje na ekstrawaganckie stroje czy biżuterie. Robi to ogromne wrażenie na Scott’cie Thorsonie (równie świetny Matt Damon), o wiele młodszym nowo poznanym chłopaku, który przygotowuje się do zawodu weterynarza. Między mężczyznami od razu „iskrzy”. Istotną kwestią jest to, że rodzące się między nimi uczucie nie opiera się wyłącznie na sferze seksualnej- obaj szukają życiowej stabilizacji, bezpieczeństwa, chcą założyć rodzinę, której nigdy nie mieli. Ich związek można przyrównać do relacji ojca z synem- Scott, wychowywany przez rodzinę zastępczą widzi w Liberace (pieszczotliwie nazywanym „Lee”) rodzica i opiekuna. Sam pianista zawsze marzył o dzieciach, dlatego traktuje swojego kochanka jak swoją pociechę- dba o niego, chce przepisać mu cały spadek w testamencie, funduje mu drogie samochody czy stroje. Scott coraz bardziej „wchodzi” w świat swojego partnera- odkrywa w nim wiele bólu i cierpienia. Brak samoakceptacji, strach przed starością, ukrywanie swojej orientacji seksualnej, samotność czy chory perfekcjonizm- to główne problemyz jakimi boryka się tytułowy bohater filmu. Złote sygnety na palcach, dzieła sztuki na ścianach- otaczając się drogimi (i tandetnymi zresztą) przedmiotami Liberace chce stworzyć złudne poczucie szczęścia, które tak naprawdę zaznał dopiero w związku z młodym kochankiem.

W obrazie szczególną uwagę zwracają genialne kreacje aktorskie, kapitalna i bardzo szczegółowa dekoracja oraz muzyka. Wszystko to pozwala nam przenieść się do czasów świetności Króla Estrady. Ponadto dostajemy możliwość spojrzenia na tzw. społeczeństwo queer przełomu lat 70. i 80., które w tamtym okresie nie budziło jeszcze takiej tolerancji jak dziś.

„ Co za dużo to bajecznie”- takie słowa wypowiada Lee w finałowej scenie filmu. „Wielki Liberace” to jednak nie bajka, a gorzka opowieść o poszukiwaniu akceptacji i zrozumienia wśród innych, ale również w głębi samego siebie. To historia o pragnieniu bliskości, ciepła, stworzeniu rodziny, która uwolniłaby głównego bohatera od samotności.

Spojrzenie zza krat, czyli słów parę o „Symetrii” Konrada Niewolskiego

symetria

Historia trudna do uwierzenia. Dwudziestosześcioletni Łukasz- młody, spokojny i uczciwy absolwent geografii zostaje złapany pod kinem przez policję. Zostają mu postawione zarzuty napadu na starszą kobietę. Chłopak nie ma żadnego alibi, w wydarzeniu nie byli obecni żadni świadkowie. Jest w sytuacji bez wyjścia- pozostaje mu tylko czekanie, aż cała ta absurdalna sprawa się wyjaśni. Gdy trafia do celi przejściowej zostaje „wprowadzony” do więziennego świata- musi podjąć decyzję, czy ma przejść do „frajerów” czy może zacząć „grypsować” (czyli siedzieć w jednej celi z więźniami popełniającymi ciężkie przestępstwa). Duma każe mu wybrać tę drugą opcję. Nagle wchodzi w zupełnie inne środowisko, w którym odrzucone są wszelkie normy moralne panujące na wolności.

Kiedy poznajemy współwięźniów Łukasza widzimy, że każdy z nich jest inny. Każdy zajmuje odpowiednie miejsce w okrutnej, więziennej hierarchii. Kosior (Mariusz Jakus) to typowy szef, osoba posiadająca największy autorytet. Oprowadza głównego bohatera po świecie kryminalistów, pokazuje jak wygląda życie za kratami. Zupełnie inny okazuje się być Roman- spokojny, usługujący i poniżany przez innych z celi. Nie stawia się czy awanturuje- skazany za oszustwo podatkowe chce po prostu „odsiedzieć swoje” i wyjść na wolność. Mamy tu też Alberta (mistrzowski Borys Szyc!), który odzwierciedla prostotę i wulgarność realiów w jakie wchodzi główny bohater. Najbardziej tajemniczą postacią jest Dawid (Andrzej Chyra), który został skazany za brutalne morderstwo gwałciciela swojej żony. Sprawia wrażenie osoby wyidealizowanej, szlachetnej, posiadającej zasady i przekonania (potwierdza to w momencie, gdy prawie ukręca kark Albertowi który opowiadał o zmuszaniu do seksu pewną dziewczynę z dyskoteki). Mimo biernego udziału we wszelkich kłótniach, sporach i zwyczajach panujących w celi budzi respekt i szacunek wśród innych (jak np. na spacerniaku). Warto również zwrócić uwagę na strażnika, który posiada dużą władzę nad więźniami. Wykorzystuje ją do kpin (scena, kiedy żartuje z Łukasza o jego wcześniejszym wyjściu), obraz, wywyższania się. To wszystko ma wpływ na skazanych- traktowanie ich w sposób niemalże zwierzęcy, prześmiewczy zaczyna „odbijać się” na ich psychice i emocjach.

Na początku widzimy, jak bardzo Łukasz nie pasuje do swoich nowych „kolegów” z celi- nie stawia się im, przerażony całą sytuacją próbuje nie narażać się na ewentualne nieprzyjemności. Ma jeden cel- poczekać, aż oczyszczą go z zarzutów i wrócić do ukochanej matki i siostry.

Z dnia na dzień główny bohater staje się częścią kryminalnego środowiska- poznaje zasady panujące za kratami, zaczyna utożsamiać się z innymi odsiadującymi swoje kary. Przestaje dawać sobą pomiatać, mówi „więziennym” slangiem. Wszyscy liczą się z jego zdaniem. Nie jest już kimś z zewnątrz, doskonale zna prawa rządzące w zakładzie karnym. Widzimy nawet różnicę w jego relacji z Romanem, który na początku był jego powiernikiem, doradcą i dobrym kolegą z dnia na dzień stał się obiektem drwin i kpin. Łukasz, pomimo przemiany jaka w nim się dokonała, nie może pogodzić się z utratą wolności. Klaustrofobiczność, poczucie braku możliwości złapania oddechu i ciągła niepewność to tylko niektóre nastroje które mu towarzyszą. Nieudana próba samobójcza świadczy o jego zniszczonej psychice i wewnętrznej niezgodzie z zasadami jakie panują w więzieniu. Można to też odczytywać jakoś swoisty krzyk rozpaczy, wołanie o pomoc czy oznaka poddania się.

Punktem zwrotnym w filmie jest wprowadzenie się do celi pedofila. Kiedy Łukasz dowiaduje się, że jego nowy współwięzień może już wkrótce zostać ułaskawiony zgadza się na współudział w jego zabójstwie. Do podjęcia decyzji przekonuje go Dawid („Co ma myśleć dziewczynka, którą zgwałcił ojciec? Dla niej też kończy się logika.”), który mówi mu o słuszności popełnienia zbrodni nawet jeśli ma nieść to za sobą poważne konsekwencje. Postanawia zabić nie tylko ze względu na fakt, że mając młodszą siostrę postanawia „chronić ją” od tego typu osób. To pokazuje też, że solidaryzuje się ze swoimi kolegami z celi, jest częścią świata, który razem tworzą. Można odnaleźć tutaj kolejny paradoks całej sytuacji- do ośrodka karnego, w którym powinna odbyć się resocjalizacja bohatera (który jak na ironie jej nie potrzebuje) następuje proces odwrotny, czyli na dobrą sprawę mamy tu dodatkowo do czynienia z krytycznym spojrzeniem na system pracy instytucji jakim jest więziennie.

Odpowiedź na pytanie, na czym właściwie polega tytułowa symetria odnajdziemy w ostatniej scenie filmu. „Tu jest inaczej, niektórych rzeczy nie zrozumiesz” mówi Łukasz do matki, która dowiedziała się o zabójstwie w celi syna. Ważną rolę odgrywa tutaj szyba (idąc tropem tytułu- jest symetralną) , przez którą rozmawiają- dzieli świat na dwie części, w których rządzą tak inne wartości i normy. W jednym niedopuszczalne byłoby zabicie człowieka, w drugim- tak, jeśli były ku temu powody. W jednym możemy podziwiać niebieskie niebo, zieloną trawę, kolorowe kwiaty, w drugim natomiast (świetnie pokazane przez zdjęcia Arkadiusza Tomiaka) szare twarze, brudne podłogi, białe ściany. Widzimy kontrast między jedną a drugą rzeczywistością. O to właśnie chodzi w symetrii, która według słownikowej definicji oznacza nic innego jak zwierciadlane odbicie, odwrotność względem czegoś. Miejsce lub czas mogą determinować nasze zachowania- w różnych okolicznościach podejmujemy niekiedy skrajne decyzje. Takie sytuacje opisywał Herling- Grudziński w swoim „Innym świecie”, gdzie w czasach „odwróconego Dekalogu” moralność, dobro czy człowieczeństwo zostawało pomijane w bezwzględnej i zwierzęcej walce o przetrwanie. Można też popatrzeć na sens opowieści przez pryzmat tego, o czym w „Jądrze Ciemności” pisał Joseph Conrad- człowiek posiada w sobie zarówno pokłady dobra, jak i zła. W zależności od tego w jakiej sytuacji się znajdziemy zachowujemy się różnie. W filmie widzimy wyraźnie, że nie ma czegoś takiego jak uniwersalny kodeks postępowania. Świat więzienny rządzi się zupełnie innymi prawami niż ten do którego na początku chce wrócić Łukasz- są względem siebie „odwrócone”, nieidentyczne. Doskonale wie o tym sam reżyser „Symetrii”, który odsiadywał wyrok za nielegalne posiadanie broni w tym samym zakładzie karnym na warszawskiej Białołęce w którym parę lat później zdecydował się nakręcić swój drugi film.

W przypadku obrazu Niewolskiego całe znaczenie opowieści zostało zawarte w jednym mocnym słowie, które otwiera furtki do różnych dróg interpretacyjnych. Widzimy zatem, w jaki sposób tytuł może być źródłem do snucia rozmaitych wniosków. Na tym polega jego siła- nie jest jednoznaczny, nie mówi o problemie wprost. Można powiedzieć, że został perfekcyjnie dobrany i konsekwentnie zaznaczany- choćby w początkowym napisie „Symetria”, gdzie litery obracają się wokół własnej osi. Jeśli więc podczas analizy filmu weźmiemy pod uwagę jego tytuł to możemy wydobyć z niego (z obrazu) nie tylko to co reżyser chciał nam przekazać, ale też pokusić się o stawianie własnych tez, opinii i sądów.