„Komedia” grozy, czyli o co tak naprawdę chodzi w „Kac Wawie”?

Jeden z najgłośniejszych filmów końca roku 2011, rozdmuchany w mediach nie tylko za sprawą ostrej krytyki wielu recenzentów, a przede wszystkim telewizyjną debatą producenta produkcji i Tomasza Raczka. Widzowie którzy zdecydowali się na seans „Kac Wawy” w kinie domagali się zwrotu pieniędzy za bilety. Publicyści i dziennikarze po premierze ogłosili upadek polskiego kina (i polskiej kultury w ogóle).
Minęło już ponad 2 lata. Burza przeszła, nikt już nie pamięta (lub nie chce pamiętać) o tym fatalnym przypadku jaki wydała na świat nasza rodzima kinematografia. Ja jednak filmu nie widziałam. Pomimo ostrzeżeń ze wszelkich możliwych stron (nie spotkałam nie z żadną pozytywną recenzją „Kac Wawy”) zdecydowałam się go zobaczyć.
Do jakich wniosków doszłam po bardzo ciężkim półtoragodzinnym seansie? Na pewno to, że na filmie nie powinna widnieć etykieta „komedia”, a „horror”. Bo w „Kac Wawie” wszystko jest straszne: zaczynając od samej historii wieczoru kawalerskiego, który wymknął się organizatorom spod kontroli, a kończąc na fatalnych dialogach. Włos się jeży na głowie kiedy widzimy pijanego Borysa Szyca na tanecznym parkiecie czy równie „radosną” Sonię Bohosiewicz potykającą się o własne nogi podczas powrotu z zakrapianej imprezy. Straszą efekty specjalne, które wyglądają na robotę kiepskiego grafika, a także poczucie humoru, a raczej jego brak. Bo właściwie co zabawnego jest oddawaniu moczu przy palmie na Rondzie de Gaulla? Albo w szarpaninie dwóch bohaterek przy barze? No właśnie- nic. Niczym ze złego snu są też komiksowe wstawki, które chyba miały na celu dodanie dynamizmu w absurdalnie żenujących momentach „Kac Wawy”.
Kolejną przerażającą rzeczą jest udział w filmie Romy Gąsiorowskiej, która wcieliła się w rolę „ekskluzywnej prostytutki”. Zastanawia mnie i równocześnie smuci fakt, że aktorka o której mówi się jako o objawieniu młodego pokolenia, grająca w takich filmach jak „Wojna polsko- ruska” i „Ki” zdecydowała się na występ w „Kac Wawie”. O ile obecność Borysa Szyca czy Michała Milowicza w produkcji takiego kalibru nie dziwi, tak Gąsiorowskiej- owszem.
Widzimy zatem, że autorzy produkcji straszą nas od pierwszej do ostatniej minuty. To co z pewnością łączy ją z tymi z nurtu filmów grozy to na pewno strach przed tym co przyniesie każda kolejna scena. Z tą różnicą, że przy dobrym horrorze czekamy na nie w niepewnością i jesteśmy ciekawi co będzie dalej. Natomiast w przypadku „Kac Wawy” spotykamy się ze strachem przed utratą nerwów i w efekcie wyłączamy odbiornik. I dzięki temu wychodzi to wszystkim na zdrowie.

 

szyc

Otagowane

Dodaj komentarz